notka

ZDJĘCIA NA TYM BLOGU OBJĘTE SĄ PRAWEM AUTORSKIM I ZABRANIA SIĘ ICH KOPIOWANIA ORAZ PUBLIKOWANIA BEZ WIEDZY AUTORA POD GROŹBĄ KARY

:)

Witam wszystkich stałych i nowych czytelników :)

Amelka

Kasia

piątek, 28 października 2011

Zmiany

Miałam ten temat poruszyć wcześniej, ale zawsze coś innego wyskoczyło. Otóż jakiś czas temu/ bodajże koniec września/ wyrzuciliśmy z sypialni łóżeczko. Miejsca od razu zrobiło się więcej. A kącik po łóżeczku od razu zagospodarowałam po swojemu.
Mebel ten od paru miesięcy był nieużywany. Kasia zagościła w naszym łóżku. Jak to się stało?
Może zanim do tego przejdę powiem Wam, że zarzekałam się iż druga córcia na pewno nie wyląduje u nas. Z Amelką było tak: pół roku spała w łóżeczku, ale kiedy przyszedł czas ząbkowania, a ja w tym czasie wróciłam do pracy, aby ułatwić sobie kojenie bólu córci i jej karmienie, wzięłam ją do nas do łóżka.  Mąż nie miał nic przeciw temu. Skończyły się płacz, ja byłam wyspana a Amelia spokojniejsza. Ciężko było nam ją wyprowadzić od nas. Łóżeczko traktowane było jak kara i w ogóle nie chciała w nim spać. Trochę to trwało, ale w końcu przeprowadziła się do swojego pokoju i nowego łóżka. Był na to najwyższy czas, bo Kasieńka była malutka i bałam się, że będzie Amelię budzić w nocy. Amelka chyba już też dojrzała do tej decyzji i nie protestowała za długo. Jednak do dzisiaj ją usypiam, a ona przychodzi w razie złych snów, czy pobudek nocnych i ciągnie mnie do swojego łóżeczka.
Mając w pamięci mozolne odzwyczajanie od naszego łóżka Amelki, zarzekałam się ,że Kaśka nie wyląduje u nas.  Minął rok, od kilku miesięcy córcia ząbkowała, a ona spała w swoim łóżeczku. Jakiś czas po roczku, budziły mnie płacze K. Bo to zahaczyła rączką o szczebelek, to uderzyła się główką w szczebelek. Poobijana była strasznie i nie można jej było w nocy uspokoić. Po Takiej pobudce nie chciała zasnąć w łóżeczku, a jedynie na ręku. Czasami udało mi się ja włożyć do łóżeczka, ale najczęściej lulałam ją u nas i wkładałam do jej wyrka.  Cała ta sytuacja była męcząca. Ja niewyspana, mężuś właściwie spał mocno , budził się czasami. Byłam zdeterminowana, aby mała spała u siebie. Nerwowa się jednak zrobiłam. To Paweł stwierdził, że bez sensu się tak męczyć. Jak jedna spała u nas to i sprawiedliwie będzie, że i druga z nami „zamieszka” na jakiś czas. Kasieńka strasznie się rzucała w łóżeczku i przez to jej nocne guzy. Amelka zresztą też bardzo niespokojnie spała, ale przeszło jej jak skończyła 2 lata. Kasi jednak nikt nie pobije. Potrafi się przenieść podczas snu do nóg. Często śpi w poprzek, nogami na poduszce. Jej pozycje spania są wręcz niewyobrażalne. Po kim to mają- po mamusi niestety. Ja „rzucałam” się podczas snu bardzo długo.  Jeszcze w podstawówce cierpiałam na te dolegliwość.
Od czerwca Amelka wzbogaciła się o łóżko piętrowe. Śpi oczywiście na dole. Potrafi wejść na górę, ale ma problemy z zejściem. Raz spadła i od tego czasu nie ponawia samodzielnych prób zejścia z pięterka. Tak więc do czasu, kiedy Amelka nie będzie spała na piętrze, Kasia będzie spała z nami. Później nastąpi przeprowadzka na parterek.
Czy żałuję że śpi z nami? Absolutnie nie. Jest teraz spokojna. Ja budzę się spokojna. Obserwacja jej podczas snu, obok siebie- bezcenna. Pewnie macie myśli krytyczne- mam to w nosie.
Córcia jedna jak i druga są szczęśliwe. Starsza przeszła ten etap, czuła się z nami bezpiecznie, druga nadal go przechodzi. Jestem szczęśliwa, kiedy widzę, że moje dziewczynki SA zadowolone i radosne. Mam pełna świadomość tego, że powoli zostaniemy z P. zastąpieni przyjaciółmi, potem mężami. Już o tym myślę? Tak. Czas mija jak szalony, patrzeć tylko, a dziewczyny będą w podstawówce i nie będą chciały dać buziaka, później się przytulić bo to obciach.
Bezcenne są dla mnie chwile, kiedy się przytulamy. Kasieńka tak pięknie opiera główkę na moim ramieniu, że aż serce ściska z radości,  ale i bólu, że te chwile miną. Mam już sporo lat i na życie patrzę inaczej. Sporo lat mi przeciekła między palcami w samotności. Teraz czuję się tak bardzo kochana i dowartościowana przez moje córcie i męża, że aż boję się dorastania dzieci. Wiem, wiem przesadzam. Ale moje drogie koleżanki, chyba jestem od Was dużo starsza. Wszystkie jesteście przed trzydziestką, lub też po niej. Trochę latek nas dzieli i pewnie punkt widzenia również.
Mam 37 lat, a w ogóle się na tyle nie czuję. Chociaż widzę młodziutkie mamusie, wtedy mój wiek daje mi o sobie znać. W kontaktach z nimi, w ich sposobie widzenia świata. Nikogo nie oceniam. Każdy sam musi doświadczyć wielu sytuacji, przeżyć życie po swojemu. Dobre rady? Każda mama wie najlepiej co potrzebne swemu dziecku i tak nie słuchałaby mądrości i narzucania się. Zresztą ja również nie lubię wymądrzania się innych, więc sama tego nie robię. Moja siostra /starsza/ mówiła jedno, ja robiłam po swojemu. Podpowiadam jedynie jak ja coś robiłam, albo jaką metodą warto by się zainteresować. Nic na siłę. Popełniałam wiele błędów i pewnie jeszcze popełnię, ale to dzięki nim będę mądrzejsza i czegoś się nauczę.
Ależ się dzisiaj napisałam i pewnie wymądrzyłam. Będzie mi miło jeśli podzielicie się ze mną swoimi metodami przenosin dziecka do swego łóżeczka, albo pochwalicie, że pociecha spała zawsze w swoim wyreczku.
PS
Ależ po tej „spowiedzi zrobił mi się lżej na duchu. Pozdrawiam wszystkie mamy i przyszłe mamy.

Tak jest zamiast łóżeczka

wtorek, 25 października 2011

Gilbert, Reksio, Perełka i Owieczka

Moje starsze dziecię, od najmłodszych lat zaprzyjaźniło się z pieskiem Gilbertem. To imię Amelka mu nadała na cześć misia "Małej Księżniczki". Zabierała go wszędzie. Ile razy szukaliśmy go, bo kiedy nadszedł czas na sen, ten gdzieś sie zapodział.  Dodam tylko, że tego pieska dostaliśmy w prezencie ślubnym- zamiast kwiatów / taką mieliśmy prośbę/.
Jakiś czas temu sąsiadka teściowej, na działce przekazała jej siatę z pluszakami. Dziewczyny wzbogaciły  się więc o nowe pluszaki. Zostały one na działce, bo w domu mało miejsca. Wsród nich był maleńki, czarny, niepozorny piesek. Taki sobie pluszaczek. Amelce bardzo przypadł do gustu. Ostatnio to jej najlepszy towarzysz do przedszkola. Nazwałam go Reksio i tak juz zostało.
Perełka to piesek zastępczy. Zdarzyło się, że Reksio zapodział się i w zastępswie do przedszkola chodziła własnie Perłka.
Owieczka też miała swoje 5 minut i była w przedszkolu. Od tak kaprys.
Oststnio Gilbert wrócił do łask. Przez jakiś czas odpoczywał sobie na półce. Teraz śpi w łóżku z Amelcią.
Często widzę dzieciaczki z pieluchami w rękach. Amelka nie chodziła z pieluszka, ale zawsze z jakąś zabawką. Najczęściej były to ludziki duplo, albo kwiaki duplo. Często z nimi spała i sie kapała.

Ot takie zabawy małej Amelki.
Ona uwielbia bawić się ludzikami. Często w zabawach towarzyszy jej tata, Kasia przeszkadza i psoci.

Od lewej: Gilbert, Perełka i Owieczka



Z Reksiem





niedziela, 23 października 2011

Dyniek

W zeszłym roku mój mąż wymyślił sobie,że chce dynię aby zrobic z niej lampion. Dynie były dosyć drogie. Odpowiednie w końcu nie znalazłam i postanowiliśmy wyhodować sobie wlasne. Udało nam się "dorobić" dwóch dyń. W tygodniu P. zabrał sie za wycinanie dyni, a ja za wyszukanie ciekawego przepisu na ciasto z dynią. Muszę się pochwalić, że tarta dyniowa wyszła rewelacjna. Jeśli macie dynię, naprawdę warto ja upiec. Jest prosta i mało pracochłonna polecam.
....
Wczoraj byliśmy na działce. Zrobiliśmy sobie grila. Sezon działkowy został oficjalnie zakończony. Pomidory pozrywane a krzacory spalone. Ziemia przygotowana na przyszłoroczne"siewy." Oststnie kwiatki posadzone. Teraz tylko czekać na wiosnę.

Zabawy było co nie miara




Super tarta dyniowa

Dla zainteresowanych przepis znajdziecie tutaj
http://elaidiety.bloog.pl/id,330490147,title,migdalowa-tarta-dyniowa-z-nuta-pomaranczy-bezglutenowa,index.html

Takie kwiatki nsama kupiłam, od teściowej dostałam jeszcze wiele innych.

czwartek, 20 października 2011

Imiona

Zawsze ciekawiło mnie skąd rodzice biorą pomysły na imona swoich dzieci. Nie zapomnę opowieści mamy o tym, jak ja miałam się nazywać. Otóż drogie koleżanki, ja miałam mieć na imię Dorota. Mój tata zapomniał jednak jak miał dać mi na imię. Podobno/ wg niego/ naszukał się sporo w kalendarzu i padło na Elżbieta. Dzięki tato za imię- zawsze mi się podobało. Podobno dopiero po dwóch dniach przyznał się jak dał mi na imię. Mama była wkurzona- tym bardziej, że kilka lat wcześniej jej siostrze umarła mała Elżbietka.
Mama mówiła do mnie Elżuńka, tata-Elżbietka. Siostra, kiedy uświadomiła mnie w wieku 6 lat, że będą do mnie mówić Ela- rozryczałam się na dobre. Tę chwilę pamiętam do dziś.
Również sąsiadka opowiadała historyjkę o nadaniu swego imienia. Mianowicie ojciec bardzo przejęty tym, że ma córkę, podczas rejestracji zapytany o imię podał swoje- Józef. A że miał córeczke, urzędnik pyta no to Józefa- oczywiście- odpwiedział tatuś i tak sąsiadka ma na imię Józefa. Niezłe co?
Dlaczego moja Amelka to Amelka?  Dosyć szybko dowiedziałam się, że noszę dziewczynkę. Wcześniej myślalam, że to synuś i miał to być, Mateusz albo Łukasz. Dla dziewczynki żadnego imienia nie było. Długo główkowaliśmy. Mężuś wpadl na pomysł, że mogła by to być Matylda- choć teraz się wypiera tej myśli. Ja nie wiem dlaczego chciałam, aby to była własnie Amelka. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Wczesniej znałam dwie dziewczynki o tym imieniu. Blondyneczki, sympatyczne i bardzo mądre dziewczynki. Moja młodsza siostra, kiedy byla w ciąży najpierw z jednym, później z drugim chłopakiem, zawsze mówiła że  ma  Amelkę.
Kiedy byłam młodą panienką zawsze podobało mi się: Dominika Sara. Więc wachałam się między Dominiką i Amelką. Do samego porodu miałam dylemat. chociaz mówilam do niej Amelka. W końcu postanowiłam-blondynka Amelka, brunetka- Dominika. Moja Amelka ma w metryce: Amelia Dominika.
Z Kaśką też był kłopot. Bo zakładałam, że jak mam juz dziewczynkę to pewnie  będzie chłopak- Wojtuś.
w rozważania weszły imiona: Kasia, Karolina, Agnieszka. Ja Chciałam Antoninę albo Mariannę ale te propozycje upadly w przedbiegach. Więc na końcu pozostały imiona: Agnieszka i Kasia. Długo nie mogłam zdecydować się na pierwsze imię. Znałam kilka Agnieszek i to mnie zniechęcało. Nie podobaly sie mi również zdrobnienia: Agusia, Jagusia. Pewnej niedzieli w kościele popatrzyłam na witraż św Katarzyny i oststecznie zdecydowałam, że moja dziewczynka będzie nazywać się Katarzynka. Tym bardziej, że było to świeckie imię mojej ulubionej świętej. W swoim czasie za jej wstawiennictwem wyprosiłam sobie sporo łask.
Jakie imiona mi się nie podobają? Nie wiem dlaczego, ale jakoś Nikola do mnie nie przemawia. Oliwier również jakoś dla mnie brzmi obco- bez obrazy dla Nikoli i Oliwierów.
Miałam również styczność z małym Orfeuszem. Fajny chlopaczek, ale imię zupełnie do niego nie pasowało.
A czy u Was drogie Koleżanki również były dylematy z wyborem imienia dla swej pociechy?

Moje aniołki


Moje zdjęcie usnunęłam. Juz dosć byłam w sieci.

wtorek, 18 października 2011

Napad na bank

Człowiek myśli ,że tylko w filmie takie rzeczy się dzieją. Wczoraj, prawie pod moim nosem napadnieto na mały odddział banku. "Pod nosem" bo przez okno go widać. Zauważyłam wczoraj dwa radiowozy i wóz ochrony, mąż mówił, że była obława kiedy wracał do domu. Żartowaliśmy sobie, że pewnie bank napadnięto. Dzisiaj do drzwi zadzwonił policjant i pytał, czy czegoś nie zauważyłam. Moja Kasia tak rozrabia, że nie mam szans czegokolwiek zauważyć.
...
To tyle o napadzie. A co u nas? życie toczy  się powoli. Ja kochane zasypiam razem z dziećmi. Nie wiem co sie ze mną dzieje. Już drugi tydzień tak mam. Przed miesiączką tak mam, ale ona już za mną a ja nadal padam.
Szukam dla siebuie podkładu. Moja twarz wygląda okropnie. Mam tyle przebarwień po ciążąch, że bez "tynku" się nie obejdzie. Mam praoblem z doborem podkładu, bo wiele mnie uczula, albo zatyka pory. mam cerę tłustą i szybko się "świecę". Co do przebarwień, to chyba będę musiała zdecydować sie na zabiegi laserowe. To trochę kosztuje, więc będę musiała trochę z tym poczekać. Podkłd- oststnio używałam max factor adapt i dobrze mi służył. Nie miałam jednak wtwdy tylu przebarwień. chyba muszę go sobie przypomnieć. Mam kłopot z jego nabyciem, bo w mieście nigdzie go nie ma. Rozejrzałam się na allegro i ku mojemu zdziwieniu kosztuje polowę tego, co zapłaciłam ostatnio. Na poczatek zdecydowałam ie na podkład- compact. Ten z avonu mi bardzo słuzył. Wycowali go, a oststnio nie oglądałam katalogów.
...
U dzieciaczków wszystko dobrze. Amelka chodzi do przedszkola z marudzeniem, ale już nie wymiotuje. Jak mi powiedziała pani, raz ma lepsze, a raz gorsze dni. Często potrzebuje ok godzinki aby się rozkręcić.
Kaśka za to chce chodzic sama. Potyka się, ale wychodzi to jej już nieźle. Dzisiaj podczas zakupów w Biedronce Kasia ciągle mi uciekała. Musiałam nieźle sie napocić. W domku ubaw mamy niezły. Kasi wychodzą zęby więc jest marudna. Mało śpi i późno zasypia. Ostatnio dziewczyny uwzięły się na prace plastyczne. Malują, rysują. Kasia rysuje kredkami i kredą dosłownie wszędzie. Stoły, podłogi, drzwi, szyby, rolety- są "upiększane"jej arcydziełami.

środa, 12 października 2011

Ślub nieważny

Wspomnieniowo 4 lata temu

Po niedługiej podróży poślubnej / Częstochowa, Kraków, Łagiewniki, Zakopane/ odwiedziłam Urząd Stanu Cywilnego, z zamiarem odebrania aku małżeństwa. Chciałam wyrobić dowód na nowe nazwisko i pozmieniać przy okazji dane w banku i takie tam. Aktu jeszcze nie było. Wtedy naszly mnie dziwne myśli.
Po kilku dniach z urzędu zadzwonili do męża, a właściwie do domu jego  rodziców- ja nie miałam już tel stacjonarnego. I co się okazało? Dokumenty nie nadeszły na czas do urzędu. Powinny dojść w ciągu siedmiu dni, zostały wysłane dopiero po 7 dniach. NASZ ŚLUB BYŁ NIEWAŻNY! W świetle prawa polskiego nie byliśmy małżeństwem. Ja nie miałam prawa podpisywać się nowym nazwiskiem- a podpisywałam się nim nieświadoma niczego w pracy. Nasz ślub był traktowany jako ślub wyznaniowy, który nie ma mocy prawnej. Mogliśmy się odwoływać i tłuc po sądach.
Co nam więc pozostało? Wziąść ślub cywilny. Tak też zrobiliśmy. Wyobraźcie sobie jak ja się czułam. Ryczałam niemało. Czułam sie już fatalnie. Byłam w 3 miesiącu ciąży i często i wymiotowałam. A tu jeszcze takie coś. Śmiałam się, że na ślub cywilny pódę w szlafroku. W końcu miałam na sobie wiśniowy kostium i jaki taki fryz. Śmiać sie nam chciało na tej ceremoni. Nosilismy już obrączki i musieliśmy je zdjąć przed ceremonią, aby założyć je oficjalnie podczas przysięgi państwowej. Sędzina która udzielała nam ślubu gratulowała poczucia humoru. Co mogliśmy innego zrobić, jak sie zachowć?
Zdjęcia mamy z tej "imprezy" dwa, robione komórką szwagra- świadka śłubu.
Tak więc od 12 października 2007 roku jesteśmy oficjalnie małżeństwem

Z podrózy poślubnej;
Szczęśliwi Nad Morskim Okiem i nieświadomi tego, że ślub był nieważny

czwartek, 6 października 2011

Wiadomość tygodnia i inne wieści

Kasieńka chodzi. Ma do tego dużo zapału i nie przerazaja ja częste upadki. Cieszy mnie to bardzo, bo zawsze to krok na przód.
...
U nas po staremu. Znowu nawieźliśmy mnóssssssssssssstwo jablek i teraz suszę na umór, wyciskam sok i robię przecier. Uwielbiam suszone jabłka, więc nie mogłabym się oprzeć. Teraz jabłka królują w mojej kuchni i obowiązkowo był jabłecznik, a raczej ciasto z musem jabłkowem- pycha.
...
W zeszłym tygodniu Amelka chorowala i nie chodziła przez 3 dni do przedszkola. Bałam sie trochę jej piatkowego pobytu w nim. Było dobrze. Jednak w tym tygodniu znowu płacze, zdarzyly sie nawet wymioty. Nie mam pojęcia co znowu siedzi w jej główce. Bylo juz zupełnie dobrze, a teraz zaczynamy od początku.
...
Chcialabym o tylu rzeczach napisać, a to niestety wymaga czasu i koncentracji. Tego teraz mi najbardziej brakuje. Noce zarywam, bo jak jedna płacze i sie uspokoi to druga zaczyna  i tak w kółko. W dzień urwanie głowy, Kasia pojawia sie wszędzie i tylko sprzątam i oceniam szkody. Spacery przedłuzaja sie niesamowicie, z powodu zapalu do chodzenia Kasieńki. Nie chce siedzić w wózku, a jej tempo na razie ślimacze. NIe przeszkadza mi to, tylko nie nadążąm z załatwieniem wszystkich zaplanowanych spraw.
Dzisiaj udalo mi się kupić śliczne spodenki polarowe dla Amelci. Nie chce chodzić do przedszkola w sukience, a jej spodnie albo sprane do nieprzyzwoitości, albo za krótkie. Poluję jeszcze na jedna spodenki welurowe, na zmianę. Nie znalazłam jak na razie takich, które odpowiadałyby moim "wymogom".
...
Dlaczego ostatnio u mnie bez zdjęć. Stwierdziłam, kiedy bedzieci moje pociechy " widywać" rzadziej to Wam nie spowszednieją. A tak na poważnie wstawianie zdjęć zajmuje mi trochę czasu. Więć mam wybór-albo odwlc pisanie ze zdjęciami, lub skrobnąć co nieco i polożyć się spać o przyzwoitaj porze. Na dzisiaj to juz koniec. Postarm sie nadrobić zaległości zdjęciowe i poruszyć kilka spraw,które leżą mi na sercu juz jakiś czas. Pozdrowionka

sobota, 1 października 2011

Sobotnio

Jak co tydzień dzień spędzilismy na działeczce. Oj pracy teraz z porządkami jesiennymi niesamowicie dużo. Zrobilam tylko mała część zaplanowanych robót. Najważniejsze, że zasadziłam cebulki kwiatków wiosennych. P. usunął psujący się jałowiec koło piaskownicy. W jego miejsce posadzi się brzózkę. Oj planów mam dużo. Zobaczymy ile da się zrealizować. Teściowa była na swojej działeczce, więc się poplotkowało. Grila obowiązkowo zaliczyliśmy, ciasto z bananami i banany z grila również.
Ostatnio zajadamy się bananami smażonymi na miodzie z bitą śmietaną. Palce  lizać. Fotki zamiszczę w wolnej chwili bo dzisiaj już  późno. Życzę miłej niedzieli.
ps
Dziewczynki mają się już dużo lepiej